Translate

Witaj w magicznym świecie rzeczy pięknych, niepowtarzalnych, stworzonych w 100% ręcznie!

****************************************************************************
Mała-manufaktura
to miejsce, w którym każdy może znaleźć coś dla siebie, dla bliskiej osoby, dla ciała i dla ducha... To miejsce, w którym spotykają się żywioły, energie i światy - ten realny z tym wyimaginowanym... Postaw swą stopę za progiem nieznanego, a przekonasz się jak mile Cię zaskoczy!
****************************************************************************

środa, 9 marca 2011

JAK TO SIĘ ZACZĘŁO?

.
Już dawno kusiło mnie, aby napisać "jak to się z tą biżuterią zaczęło" :) i tak się złożyło, że mój artykuł, może bardziej esej, ujrzy wkrótce światło dzienne w formie drukowanej! czego kompletnie nie planowałam :) Mój wirtualny (mam nadzieję, że już niedługo!) znajomy, architekt krajobrazu i projektant wnętrz - Bartek Xtian Wolski wpadł na pomysł wypuszczenia na rynek gazetki stylizowanej na miesięcznik wnętrzarski z wątkami rękodzieła - XTIAN DEKORATOR. Będzie ona co prawda dostępna raczej tylko na Pomorzu (zupełnie za darmo!), ale i tak jest mi bardzo miło, że mogłam w tej gazecie zaistnieć :) Dzięki Bartek! w pełni zrehabilitowałeś się tym za mój zmarznięty tyłek, kiedy biegałam po wrocławskich bulwarach robiąc zdjęcia do Twojej mgr ;)

Poniżej przedstawiam strony dotyczące mojej twórczości, a zainteresowanych całością magazynu zapraszam na blog Bartka: http://xtiandekorator.blogspot.com/







Wrzucam dodatkowo oryginalny tekst :) Bartek musiał się nieźle natrudzić żeby go skrócić, bo ja mam niestety tendencję do "wodolejstwa" hehe jak już zacznę paplać, to trudno mi skończyć ;)


Jak to się z tą biżuterią zaczęło? Najpierw chyba była plastelina. Pamiętam, że jako 5-letnie dziecko potrafiłam bawić się nią całymi dniami. Lepiłam różne zwierzątka, w zasadzie to malutkie, kilkucentymetrowe zabawki, różne, od „ludzików” po mebelki i jakieś wyposażenie dla nich. Bawiłam się nią nawet po wymieszaniu się już wszystkich kolorów, kiedy do zabawy pozostawała mi już tylko jedna, wielka, szara, bezbarwna kula masy.. dla mnie wciąż była tą samą magiczną plasteliną, z której można było ulepić co tylko przyszło do głowy! Ach! Wspomnienia.. aż nie mogę uwierzyć w to, że dzisiaj takie dzieciaki jak ja wtedy, nie potrafią sobie zorganizować zabawy bez komputera...

Potem nastał okres majsterkowania :-) serio, serio! Przesiadywałam wiecznie w szopie wśród narzędzi mojego taty :) imadło, piła do drewna, młotek, gwoździe, to był mój żywioł! Pamiętam, że robiłam karmniki dla ptaków.. jednej zimy zmajstrowałam taką stołówkę (było tam co najmniej 5 różnych systemów karmienia!), że ptaki chyba z całej okolicy zlatywały się na moje podwórko :-) a ja siedziałam w oknie i obserwowałam je z atlasem ptaków w ręku, musiałam przecież wiedzieć kto mnie odwiedza, a jak! To zamiłowanie do „męskich” narzędzi zostało mi do dziś, heh, wciąż nie straszny mi młotek, wiertarka czy szlifierka. I tak minęły bezpowrotnie czasy „podstawówki”... może to i dobrze, bo akurat nie tęsknię prawie wcale ;)
Zapewne można by rzec, że to niewiele ma wspólnego z biżuterią, nic bardziej mylnego! Ale o tym później...

W czasach liceum bliżej mi już było do odkrycia swojego dotychczasowego hobby (bo póki co, nie jest to ciągle jeszcze sposób na życie... a może raczej na przeżycie...). Zaczęłam robić tzw. „bransoletki przyjaźni”, takie z muliny.. chyba prawie każdy je w swoim życiu kiedyś tam robił, a przynajmniej próbował ;) W tym samym czasie robiłam też proste naszyjniki z drobniutkich koralików na żyłce. Sama nosiłam ich na sobie tyle, że aż niektórzy nie mogli się nadziwić w jaki sposób taka ilość biżuterii mieści się na jednym człowieku :-) Wtedy też zdarzało mi się je sprzedawać wśród koleżanek, czasem też rozdawać, bo chętnych nie brakowało... Kiedy pierwszy raz pojechałam na Przystanek Woodstock do Żar (miałam już skończone 18 lat), pamiętam że miałam przy sobie 70zł i miało mi to wystarczyć na 3 dni przeżycia tam, na dojazd, generalnie na podstawowe potrzeby.. Zabrałam ze sobą koraliki, które wcześniej zrobiłam, nie pamiętam dokładnie ile ich było.. w każdym razie większość z nich sprzedałam na Woodstocku :) były to pierwsze moje pieniądze zarobione na własnoręcznie wykonanej biżuterii! Spełniłam wtedy jedno ze swoich marzeń! Oczywiście dzięki tym koralikom! Skoczyłam na bungee! Co prawda tylko z 40 metrów, ale jak na pierwszy raz, to chyba niezły wyczyn co? ;) Mam zamiar powtórzyć w przyszłości, mam nadzieję, że z co najmniej 90 m hihi
Liceum Renowacji Zabytków Architektury to chyba moje najlepsze czasy, najmilej wspominam i najbardziej chyba za nimi tęsknię... W zasadzie gdybym wreszcie znalazła pracę w tym zawodzie, ale taką na dłużej, nie na 2-3 miesiące... to byłabym przeszczęśliwa!

Studia.. architektura krajobrazu.. gdzieś chyba na trzecim czy czwartym roku dotarło do mnie, że to chyba nie do końca to :) ale głupio było zmarnować te lata, więc skończyłam studia, żeby było śmiesznie z bardzo dobrym wynikiem ;) i tak sobie myślę, że gdybym miała pracować w zawodzie architekta krajobrazu, to raczej tylko przy projektowaniu dużych osiedli mieszkaniowych. Ale nie typu - mrówkowiec mrówkowca mrówkowcem pogania, nie, broń Boże! Ubolewam nad tym, że chyba nie dorośliśmy jeszcze do osiedli bezpiecznych, wzorem z Holandii, gdzie to nie ogrodzenie i Pan na portierni są oznaką jego bezpieczeństwa, a dobrze zaprojektowana przestrzeń. Co prawda zaczynają się takie osiedla i u nas pojawiać, ale tak strasznie powoli, że chyba za dużo już nas architektów krajobrazu jest bez pracy, żeby dla wszystkich starczyło wakatów ;) Więc co tu dużo mówić, trzeba mi było skupić się na innej dziedzinie...

Postanowiłam zająć się biżuterią artystyczną, ręcznie robioną, handmade. Tak naprawdę zaczęło się kiedy pierwszy raz wzięłam do ręki szczypce precyzyjne do wyrobu biżuterii. A było to dzień przed moim ślubem, kiedy to swoim zwyczajem „na ostatnią chwilę” rozpaczliwie poszukiwałam biżuterii dla siebie na ten szczególny dzień. I wyobraźcie sobie, że nie było tego czego szukałam! Co by mi rzeczywiście wpadło w oko i pasowałoby do mojej sukni. Trafiłam do sklepu, w którym panie sprzedawczynie pozwoliły mi przerobić dwa naszyjniki w jeden :) W jednym podobał mi się wisior, a w drugim łańcuszek i zapytałam czy nie można by tego połączyć w całość... uprzejme panie się zgodziły bez żadnego „ale”, przyniosły z zaplecza szczypce i stwierdziły, że one nie potrafią tego przerobić... zapytałam czy w takim razie ja mogę? Powiedziały, że tak :) jedna wyszła na zaplecze mniej więcej ze słowami - „ja wychodzę, ja się boję, nie mogę patrzeć, szef nam głowy urwie chyba” :) No i co? Wzięłam te szczypce i minutę później już miałam w ręku swój może nie do końca wymarzony naszyjnik, ale jak się robi zakupy „dzień przed” to się lubi co się ma, a nie co się lubi ;) Od tamtego czasu myślałam już tylko o tym, ze chcę zająć się robieniem biżuterii. No i zajęłam się :) Pod koniec 2009 roku założyłam działalność gospodarczą, której profilem działania jest m.in. wykonywanie biżuterii.

Nie mam swojej ulubionej techniki, często zmieniam upodobania, zresztą nigdy nie lubiłam zbyt długo robić tego samego... Najpierw chyba były bransoletki w technice decoupage, jakieś tam koralikowe kolczyki tzw. „składaki”, a potem już poszło lawinowo :-) Obecnie mam już na swoim koncie prace w bardzo różnych technikach, wreszcie dojrzałam do wyrobów z użyciem srebra. W planach wciąż mam jeszcze rzeczy, których nigdy dotąd nie robiłam, mam tu na myśli cały czas biżuterię. Mam nadzieję, że zdążę jeszcze spróbować zanim mi się to wszystko znudzi i postanowię wyjechać gdzieś do dżungli żeby np. odkrywać nowe gatunki roślin czy zwierząt i zaprzyjaźniać się z tamtejszymi dzikimi plemionami ;)

Chciałabym żeby biżuteria pozwoliła mi się utrzymywać, jednak póki co niestety nie jest moim jedynym źródłem dochodu. Może jeszcze się to wszystko rozwinie, wierzę w to! Chociaż czasem naprawdę zaczynam wątpić... w dobie wszechobecnej taniej chińszczyzny wyroby unikatowe, robione ręcznie, są towarem prawie że niszowym i tylko dla ludzi, którzy potrafią taki wyrób docenić, a nie płakać nad każdą wydaną pięciozłotówką.. Jasne, że kryzys, że nie każdego stać, ale gdyby każdy choć raz spróbował coś zrobić własnoręcznie, poświęcić temu czas i serce, może wtedy inaczej patrzyłby na nas – rękodzielników i na nasze prace, bo to wcale nie jest tak, że „phi! takie coś to ja zrobiłbym w 2 minuty!”, skoro tak, to zrób! Zobacz czy aby na pewno to jest takie łatwe i przyjemne, nie raz to naprawdę jest ciężka praca! Ja nie mam dłoni jak delikatna kobietka, nie mam długich zadbanych paznokci i gładkiej skóry, często mam odciski, pęcherze, stwardniały naskórek, pokłute igłą palce.. tak właśnie to wygląda.. i mimo tego, że kocham to co robię, to czasem mam ochotę wszystko rzucić i zająć się czymkolwiek innym.. Ale kiedy widzę uśmiech na twarzy osoby, dla której udało mi się stworzyć naszyjnik o jakim zawsze marzyła, a może nawet często nie umiała go sobie do końca wyobrazić, kiedy widzę w jej oczach, że ona kocha ten naszyjnik tak samo jak ja, która poświęciłam mu część siebie, wtedy wraca mi wiara w to, że jednak to ma sens :) że gdzieś tam jest ktoś, kto nosi przy sobie część mnie, bo dla mnie chyba o to chodzi, żeby „zostawić coś po sobie”.... Moje prace wywędrowały już za granicę Polski :) na chwilę obecną moją biżuterię nosi się w Wielkiej Brytanii i Belgii, a jeszcze trochę i zdobędziemy świat Pinki! ;)

Jedyne czego żałuję to tego, że nie nauczyłam się szydełkować, robić na drutach ani szyć na maszynie (chociaż do tej się powoli przymierzam). Bardzo by mi się te umiejętności teraz przydały przy tworzeniu kolejnych broszek, naszyjników, kolczyków...

Jeśli kogokolwiek zainteresował ten trochę chaotyczny artykuł, zapraszam na mojego bloga! Można tam bliżej zapoznać się z moimi dotychczasowymi pracami :)
http://mala-manufaktura.blogspot.com/

3 komentarze:

Xtian pisze...

Cala przyjemnosc po mojej stronie! Najwazniejsze to sobie pomagac, a jesli jest taka mozliwosc - czemu z niej nie skorzystac?
Dzieki Tobie mialem kilka sensownych fotek Wroclawia do swojej "ksiazki".
Tym razem "wydaje" gazetke, wraz z ktora podsuwam nie tylko reklame naszych firm, ale takze uchylam rabka tajemnicy - naszych osobowosci, pasji, swiatopogladu...
Mam nadzieje, ze ktos doceni to, co robimy, odwiedzi nas w internecie i nie wyrzuci XTIANA DEKORATORA do kosza tylko dlatego, ze jest... za darmo.

Justyna pisze...

Świetny artykuł:) Jak wychodzi na pomorzu to może wpadnie w moje ręce:)
Ps. nici z mojego dopinania swojego... chamstwo! i tyle:/

Amadea pisze...

Super!!!! Gratuluję! Super tekst! ;-)

Prześlij komentarz

Decydując się na zakup przedmiotu, pamiętaj o podaniu swojego adresu e-mail bądź numeru GG. Skontaktuję się wtedy z Tobą w celu sfinalizowania transakcji.